sobota, 27 grudnia 2014

No i po świętach :)

Od 24 do 28 grudnia do dzieci przychodzili rodzice biologiczni, więc ja nie mogłam się pojawić u mojej W.
Bardzo szkoda, że te maluchy nie mogły spędzić świąt z rodziną, tylko w domu dziecka, z rodzicami na 2h dziennie... Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

czwartek, 4 grudnia 2014

Nieobecności...

Jest mi bardzo przykro, że ani we wtorek, ani w czwartek nie pojawiłam się u W. Rozchorowałam się - nie chciałam zarazić dzieci, a poza tym sama nie miałam energii na cokolwiek. W zamian pójdę do nich w sobotę, akurat na Mikołaja. Czuję się już nieco lepiej, więc myślę, że ktoś się ucieszy :) 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

A może jednak powinnam iść do młodszych? - moje wątpliwości

Minęło już półtora miesiąca odkąd rozpoczęłam wolontariat w domu dziecka. Od samego początku, długo, długo przed miałam dylemat - starsi czy młodsi? Podjęłam decyzję, ale czy słuszną?

Pytałam o radę znajomych, rodzinę, nawet na forum w internecie (ojoj, ile ja się wtedy naczytałam, że jestem nieodpowiedzialna, nie nadaję się, nie jestem w stanie odpowiednio się zdystansować i pojąć ogromu ich cierpienia etc). Odpowiedzi były bardzo rozbieżne. Jedni mówili, żeby pójść do starszych, bo dzieci są bardziej ogarnięte, nie brudzą się, można kreatywniej spędzić z nimi czas, same chodzą, można zabrać na spacer, pojechać na wycieczkę, ogólne w większości zostały uznane za te "fajniejsze". Drudzy zaś, że skoro chcę zostać położną - powinnam iść do młodszych. Od początku byłam pewna, że grupa od urodzenia do 1,5 roku życia będzie tą moją. Wątpliwości zaczęły się po spotkaniu informacyjnym. Kompletnie się zamieszałam. 
W końcu powiedziałam sobie: dobra! niech będą starsi! 
Jestem zadowolona z decyzji, nie mogę powiedzieć, że nie. Ale gdybym miała taką możliwość, spróbowałabym w drugiej grupie. Może wtedy byłabym w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy żałuję swojej decyzji. Z moją dziewczynką jest mi całkiem dobrze, fajnie spędzamy razem czas, dogadujemy się, ale jestem też odpowiednio zdystansowana. Jednak ciągle coś w środku wysuwa mi na przód wyrzuty, że podjęłam niesłuszną decyzję. Nie chcę opuszczać W., poczekam, aż może wróci do domu, albo ktoś ją adoptuje. Wtedy zapytam o możliwość przeniesienia. Teraz nie potrafię się określić.

czwartek, 20 listopada 2014

Obawy vs. rzeczywistość

Jako, że 18.11.2014 podpisałam umowę z DMD, mogę już nieco powiedzieć o moich obawach, jakie miałam przed rozpoczęciem spotkań z dziewczynką, oraz jak one wypadły w zderzeniu z rzeczywistością. Poniżej przedstawiam moją listę wraz z krótkim komentarzem.

Bałam się że:
  1. Nie dogadam się z dziewczynką. Że nie znajdziemy wspólnego języka, że nie zrozumiem o co jej chodzi, bo przecież jeszcze nie mówi. Niesłusznie! Jeśli coś chce, to pokaże palcem, albo pokiwa głową. Gdy jej coś nie pasuje to zaczyna jakby "warczeć" i już wiem, że muszę to zmienić.
  2. Nie będziemy miały razem co robić. Niesłusznie! Na miejscu jest mnóstwo zabawek, jest zjeżdżalnia, są kulki, książeczki, pluszaki, ostatnio lubi stać przy kranie i bawić się wodą, ganiamy się po korytarzu etc. Myślę, że się nie nudzi.
  3. Nie polubi mnie. Nie wiem. Pod tym względem trudno mi odczytać jej emocje. Są dni, że chętnie do mnie przychodzi, ale są też takie, w które nie chce...
  4. Nie jestem wystarczająco kreatywna, żeby zająć ją na dwie godziny. Niesłusznie! Zabawy wychodzą w praniu, nie ma się o co bać. W razie problemów, są też inne ciocie z dziećmi i zawsze można się do nich przyłączyć.
  5. Będzie mówiła do mnie mamo. Niesłusznie! Zdarzyło mi się to tylko raz.
  6. Nie będzie chciała mnie wypuścić. Niesłusznie! Choć czasami ciężko jest ją namówić, żeby zeszła do grupy. Zazwyczaj jednak ją jakoś tam namawiam i idziemy razem. Była jedna sytuacja, gdy na zdanie "choć, zejdziemy na dół" reagowała ogromnym krzykiem. Było to nasze IV spotkanie.
  7. Nie będzie chciała do mnie przyjść. Słusznie. Niestety, nie zawsze przybiega do mnie i rzuca się na szyję. Często wychowawczynie muszą ją namawiać. Pracuję nad tym, ale wszystko zależy od jej humorków.
  8. Złe warunki dla dzieci. Niesłusznie! Dzieci mają bardzo dobre warunki i niczego im nie brakuje.
  9. Wiecznie płaczące maluchy. Niesłusznie! Ktoś nieświadomy mógłby pomyśleć, że jest to zwykły żłobek, a nie dom małego dziecka. Dzieci są najczęściej uśmiechnięte i płaczą, jak mają do tego konkretny powód. 
  10. Zła, lekceważąca opieka. Niesłusznie! Gdy maluch płacze, pani przytuli, uspokoi. Gdy dzieci są grzeczne podczas zabawy, w nagrodę dostają po kostce czekolady. Dzieci są bardzo grzeczne i ułożone. 
Swoje obawy opierałam o wypowiedzi forumowiczów z różnych stron. Tylko jedna obawa okazała się słuszna, ale to jest tylko humorek jednej dziewczynki :)

piątek, 14 listopada 2014

Spotkanie VIII

Tym razem W. zechciała pójść ze mną :) Może nie rzuciła mi się na szyję, ale poszła. To było chyba nasze najweselsze spotkanie. Śmiechu było co niemiara. Chciałabym więcej takich spotkań. Teraz na każdą wizytę muszę przynosić owocowe mentosy. Jedna dziewczynka zapamiętała mnie już jako "ciocię od mentosów". I za każdym razem prosi o dwa. 
We wtorek podpisuję już umowę, co oznacza tyle, że mogę wchodzić z dziećmi poza teren ośrodka, co bardzo mnie cieszy. Mam nadzieję, że będą jeszcze jakieś cieplejsze dni, w które mogłabym się z nią przejść w godzinach późnego popołudnia. 

To już ostatni wpis ze spotkań, chociaż seria oczywiście nie znika na zawsze. Będę opisywała moje wizyty, ale już mniej regularnie. Może wtedy, kiedy wydarzy się coś ciekawszego? :)
Oficjalnie tę serię zakończy mój wpis z obawami, jakie miałam przed i w trakcie pierwszego miesiąca wolontariatu. Zapraszam już niebawem!

środa, 12 listopada 2014

Spotkanie VII

Wczoraj W. nie chciała do mnie przyjść. Może miała gorszy humor, a może jej się znudziłam... Chęć pójścia ze mną do kulek wyraziła za to inna dziewczynka. Chwilę malowałyśmy farbkami, a później przyszła do niej mama, więc musiałam zejść po trzecią dziewczynkę. Tym razem została przekazana mi E. z zespołem Downa. Trochę się bałam jej zachowania i reakcji, bo nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z chorym dzieckiem. Mała okazała się bardzo sympatyczna, żywa, rezolutna.
Z tego spotkania jestem zadowolona. Zobaczymy jak na spotkaniu nr VIII zachowa się W.

piątek, 7 listopada 2014

Spotkanie VI

Spotkanie numer sześć nie zaczęło się zbyt pozytywnie, bo mała nie chciała ze mną iść na górę. Musiałam ją wziąć na ręce i zanieść, ale tak strasznie się darła i płakała, że aż panie wychylały głowy z pokojów, by zobaczyć co się dzieje... Może mnie już nie lubi? W każdym razie, gdy już weszłyśmy do kulek, wszystko było w porządku. Ostatnio przy krojeniu cebuli przy okazji nacięłam sobie też palca i muszę chodzić w bandażu poza domem, dopóki się nie zagoi. Miłe było, gdy dwie dziewczyny podeszły do mnie i zapytały co mi się stało :) Rozmawiałyśmy trochę obiecałam przynieść im na następne spotkanie owocowe mentosy. 
Coraz bardziej mi się tam podoba. Podczas spotkania III, nagle na górę przyszły wszystkie starsze dzieci! Oj, ile wtedy było zabawy! Udało mi się poznać dwóch przemiłych rozrabiaków - chłopców i jeszcze kilka dziewczynek. 
Swoją drogą ciekawe, czy opiekunowie planują coś zorganizować na Mikołaja ;)

piątek, 31 października 2014

Spotkanie IV

Spotkanie numer cztery zdecydowanie mnie zaszokowało. Ale od początku.

Przychodzę na miejsce, a tam ojciec dziewczynki! Musiałam czekać aż sobie pójdzie, żeby mała go nie zobaczyła - byłaby mocno rozdarta.
Po kilku chwilach mogłyśmy zająć się sobą. Była już nieco znudzona, bo przede mną były już oumałej dwie inne ciocie. Ale nie było tego po niej widać - zero zmęczenia. Tradycyjnie bawiłyśmy się w kulkach, przy okazji udało mi się porozmawiać o obrazku na mojej koszulce, o gumie do żucia i o słodkich soczkach z innymi dziewczynkami. Troszkę szkoda, że W. jeszcze nie mówi zbyt wiele... W międzyczasie bardzo fascynujące było obserwowanie wody lecącej z kranu.
Gdy już mijały nasze dwie godziny spotkania, W. zachciała usiąść na moich kolanach. Myślę sobie, że fajnie, bo jeszcze ani razu tego nie chciała. Oglądałyśmy książeczki, a czas mijał. W końcu jakieś 20 min po 18 powiedziałam jej, że czas zejść na dół - do grupy. No i się zaczęło. Zaczęła płakać. A raczej krzyczeć... Nie wiem - bo płakała, ale bez łez. Przytuliłam ją i po chwili ściągnęłam z kolan - to samo. Kolejna próba - jeszcze gorzej, wyciągnęła rączki i krzyknęła do mnie: "MAAAMAAA!". Serce mi pękło. Ostatni raz ją uspokoiłam i spokojnie wytłumaczyłam, że teraz musimy już iść, ale że przyjdę do niej na pewno za parę dni. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam na dół. Po drodze się już uspokoiła i wcale nie wyglądała na zapłakaną. 
Tak bardzo chciałabym, żeby te wszystkie dzieci znalazły kochający dom...

Dotarło do mnie, że W. rozumie więcej, niż mogło mi się wydawać...

czwartek, 23 października 2014

Spotkanie II

To spotkanie było dużo przyjemniejsze niż pierwsze. Dziewczynka już mnie lepiej poznała, ja się o niej więcej dowiedziałam i "obchodziłam" się z nią jakoś tak naturalniej. Biegałyśmy po korytarzu, bawiłyśmy się w kulkach, oglądałyśmy książeczki... Szkoda, że nie możemy się częściej widywać...

wtorek, 21 października 2014

Spotkanie I

Gdy tylko weszłam do sali, a pani zawołała dziewczynkę, ta podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Zarówno wychowawczyni, jak i ja byłyśmy w szoku - było to przecież nasze pierwsze spotkanie. Złapała mnie za rękę i już więcej nie chciała puścić, a gdy już musiałam sięgnąć po jej kurtkę i ją puścić, prawie się rozpłakała. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy na podwórko. Tak przez godzinę zbierałyśmy liście i patyki. Potem był mały problem ze zdjęciem kurtki i bucików - biedna pewnie myślała, że już ją zostawiam. A ja miałam w planach wymęczyć ją przez kolejną godzinę. Poszłyśmy więc pooglądać rybki, poukładać klocki i pobawić się maskotkami. Później zabrałam ją do "małpiego gaju", gdzie był wielki basen wypełniony kolorowymi kulkami. Spędziłyśmy tam ostatnie pół godziny. Z małym oporem, ale jednak grzecznie zebrałyśmy się już do swojej sali. Odprowadziłam ją i szybko się ulotniłam. Tak, żeby nie musiała przeżywać pożegnania. 
Na razie nie mówi zbyt wiele. A w zasadzie nie mówi praktycznie wcale. Tylko: "tata, am, nie, mas". Jest chyba nieśmiała, bo jak ją do siebie wołam to nie przychodzi. 
Na kolejnym spotkaniu zobaczę jak idzie jej rysowanie i skupienie się na oglądaniu książeczek. Spodziewałam się, że sobie ponazywamy różne przedmioty, kolory itp, ale jak na razie nie jest zbyt rozmowna. 

poniedziałek, 20 października 2014

Trochę wątpliwości...

Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam idąc do grupy dzieci starszych. Nie wiem, czy dogadam się z małą, czy znajdziemy wspólny język, czy jestem na tyle kreatywna, żeby ją zająć na te dwie godziny. Chyba z młodszymi byłoby łatwiej... Szukam w internecie propozycji zabaw, ale ogranicza nas to, że wszystko dzieje się w domu dziecka, a nie w normalnym domu. No nic... wszystko okaże się jutro - na naszym pierwszym spotkaniu. 

sobota, 18 października 2014

Cel nr 3 - zrealizowany!

Udało się! Dokonałam już wszystkich formalności i w końcu mogę przychodzić do mojej małej podopiecznej :) Na razie tylko się z nią przywitałam, dopiero we wtorek będziemy mogły się lepiej zapoznać. Mam nadzieję, że będziemy dobrze się razem bawić. 
Pierwszy większy cel uważam za ZREALIZOWANY! 

środa, 15 października 2014

Cel nr 2 - zrealizowany!

Dziś byłam odebrać wyniki na nosicielstwo z sanepidu. Ledwo zdążyłam, musiałam zwiać z ostatniej lekcji i dosłownie biec, by zdążyć przed 15. No i byłam na 15:01. Byłam załamana, gdy pokój z wynikami okazał się zamknięty. Na szczęście pani z recepcji była tak miła, że wydała mi je :)

Jutro idę do lekarza medycyny pracy, aby podbił mi książeczkę sanepidowską, później idę do lekarza rodzinnego po odbiór wyników krwi i moczu, a w piątek mam drugie spotkanie w domu dziecka w sprawie wolontariatu. Zdecydowałam się na grupę starszą.

piątek, 3 października 2014

14 dni oczekiwania

Oczekiwanie na wyniki badań w sanepidzie to aż 14 dni :( Dopiero 15 października będę mogła pójść je odebrać i mam nadzieję, że wyniki wszystkie wyniki będą w porządku, bo ostatnio mnie jakaś grypa żołądkowa męczy :/ a fuj!

czwartek, 25 września 2014

Cel nr 1 - zrealizowany!

Byłam tam! :)

Baaardzo pozytywnie. Wszystko zostało nam bardzo dokładnie wyjaśnione, a wątpliwości zostały rozwiane. Wyjątkowo dużo nas przyszło, bo ponad 10 osób.

Już nie mogę się doczekać, aby w końcu móc zostać wolontariuszką! Z badań zostało mi tylko to najbardziej czasochłonne - kał na nosicielstwo. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK.
Mam tylko dylemat - wybrać grupę młodszą (aktualnie najmłodszy ma 7 miesięcy, a najstarszy 1,5 roku) czy starszą(1,5-3 lat)?
Rozważając plusy i minusy, i tak wychodzi bardzo równoważnie. Chyba będę musiała sobie to gdzieś rozpisać.

środa, 24 września 2014

Cel nr 2 - krok I

Byłam dziś na pobieraniu krwi do badania. Baaardzo sympatyczne Panie pielęgniarki, z dużą wprawą. Musiały mi szukać żyły na macanego, bo zawsze miałam problem z wkłuciem się w dobre miejsce, a tu niespodzianka - udało się za pierwszym razem :) Oddałam też mocz do badania.
Zastał mi tylko zakup pustej książeczki sanepidowskiej i jeśli będzie taka konieczność - badanie na nosicielstwo w sanepidzie.

Jutro zrealizuję cel nr 1 :) Nie mogę się doczekać!

poniedziałek, 22 września 2014

Złe położne

Czytam sobie na blogach i forach wypowiedzi o złych położnych, takich które nie wspierają, a tylko są opryskliwe i odbębniają swoją robotę. Byleby załatwić kolejną pacjentkę i wrócić do dyżurki. 
Jedna pani trafi na taką jędzę i potem rozpowiada koleżankom: "Nie idźcie do tego szpitala, bo tam są złe położna". Smutne, bo przez to coraz więcej kobiet decyduje się na cesarkę. 

Nie chcę być taką położną. 
Chcę, żeby moje pacjentki pozytywnie mnie zapamiętały na długie lata, żeby wracały do mnie w kolejnej ciąży. Chcę im radzić, pomagać i wspierać. Żeby swój poród i ciążę zapamiętały jako coś pięknego, a nie zmaganie z a) bólem i b) z okropnym personelem. 

Niedobrze, że w internecie pojawia się coraz więcej wpisów: "O, jakie w Polsce są okropne położne, chodźmy rodzić zagranicą!"

Świata nie zmienię, niech więc chociaż Kraków słynie z fajnych położnych ;)

czwartek, 18 września 2014

Tracy Hogg - Zaklinaczka dzieci. Jak rozwiązywać problemy wychowawcze

[...]No dobra, ale o czym tak właściwie jest ta książka? Pomaga ona rozwiązać problemy, takie jak jedzenie, spanie i zachowanie. Na początku omawia ogólną psychikę małych ludzi, emocje i zachowania. Dalej proponuje swoje sprawdzone metody na karmienie (tankowanie do pełna), zdradza jak uspokoić i uśpić dziecko (podnieś-połóż) praz odpowiada na pytania rodziców.[...]

DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI NA: 
ZAUROCZONA KSIĄŻKĄ (klik)

wtorek, 16 września 2014

O mnie

Ten blog nie jest żadnym poradnikiem, ani stroną specjalistyczną. Stworzyłam go, bo nie miałam się z kim podzielić moimi zainteresowaniami, a może ktoś w sieci ma je podobne do moich? Jest to zatem bardziej pamiętnik, aniżeli kompendium wiedzy.

O czym będzie ten blog?
O moim dążeniu do głównego celu, jakim jest praca w szpitalu jako położna. W zakładce obok, możecie obejrzeć moją listę celów do zrealizowania. Zmierzanie do każdego z nich będę opisywać właśnie tu.