piątek, 31 października 2014

Spotkanie IV

Spotkanie numer cztery zdecydowanie mnie zaszokowało. Ale od początku.

Przychodzę na miejsce, a tam ojciec dziewczynki! Musiałam czekać aż sobie pójdzie, żeby mała go nie zobaczyła - byłaby mocno rozdarta.
Po kilku chwilach mogłyśmy zająć się sobą. Była już nieco znudzona, bo przede mną były już oumałej dwie inne ciocie. Ale nie było tego po niej widać - zero zmęczenia. Tradycyjnie bawiłyśmy się w kulkach, przy okazji udało mi się porozmawiać o obrazku na mojej koszulce, o gumie do żucia i o słodkich soczkach z innymi dziewczynkami. Troszkę szkoda, że W. jeszcze nie mówi zbyt wiele... W międzyczasie bardzo fascynujące było obserwowanie wody lecącej z kranu.
Gdy już mijały nasze dwie godziny spotkania, W. zachciała usiąść na moich kolanach. Myślę sobie, że fajnie, bo jeszcze ani razu tego nie chciała. Oglądałyśmy książeczki, a czas mijał. W końcu jakieś 20 min po 18 powiedziałam jej, że czas zejść na dół - do grupy. No i się zaczęło. Zaczęła płakać. A raczej krzyczeć... Nie wiem - bo płakała, ale bez łez. Przytuliłam ją i po chwili ściągnęłam z kolan - to samo. Kolejna próba - jeszcze gorzej, wyciągnęła rączki i krzyknęła do mnie: "MAAAMAAA!". Serce mi pękło. Ostatni raz ją uspokoiłam i spokojnie wytłumaczyłam, że teraz musimy już iść, ale że przyjdę do niej na pewno za parę dni. Wzięłam ją na ręce i zaniosłam na dół. Po drodze się już uspokoiła i wcale nie wyglądała na zapłakaną. 
Tak bardzo chciałabym, żeby te wszystkie dzieci znalazły kochający dom...

Dotarło do mnie, że W. rozumie więcej, niż mogło mi się wydawać...

czwartek, 23 października 2014

Spotkanie II

To spotkanie było dużo przyjemniejsze niż pierwsze. Dziewczynka już mnie lepiej poznała, ja się o niej więcej dowiedziałam i "obchodziłam" się z nią jakoś tak naturalniej. Biegałyśmy po korytarzu, bawiłyśmy się w kulkach, oglądałyśmy książeczki... Szkoda, że nie możemy się częściej widywać...

wtorek, 21 października 2014

Spotkanie I

Gdy tylko weszłam do sali, a pani zawołała dziewczynkę, ta podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Zarówno wychowawczyni, jak i ja byłyśmy w szoku - było to przecież nasze pierwsze spotkanie. Złapała mnie za rękę i już więcej nie chciała puścić, a gdy już musiałam sięgnąć po jej kurtkę i ją puścić, prawie się rozpłakała. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy na podwórko. Tak przez godzinę zbierałyśmy liście i patyki. Potem był mały problem ze zdjęciem kurtki i bucików - biedna pewnie myślała, że już ją zostawiam. A ja miałam w planach wymęczyć ją przez kolejną godzinę. Poszłyśmy więc pooglądać rybki, poukładać klocki i pobawić się maskotkami. Później zabrałam ją do "małpiego gaju", gdzie był wielki basen wypełniony kolorowymi kulkami. Spędziłyśmy tam ostatnie pół godziny. Z małym oporem, ale jednak grzecznie zebrałyśmy się już do swojej sali. Odprowadziłam ją i szybko się ulotniłam. Tak, żeby nie musiała przeżywać pożegnania. 
Na razie nie mówi zbyt wiele. A w zasadzie nie mówi praktycznie wcale. Tylko: "tata, am, nie, mas". Jest chyba nieśmiała, bo jak ją do siebie wołam to nie przychodzi. 
Na kolejnym spotkaniu zobaczę jak idzie jej rysowanie i skupienie się na oglądaniu książeczek. Spodziewałam się, że sobie ponazywamy różne przedmioty, kolory itp, ale jak na razie nie jest zbyt rozmowna. 

poniedziałek, 20 października 2014

Trochę wątpliwości...

Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam idąc do grupy dzieci starszych. Nie wiem, czy dogadam się z małą, czy znajdziemy wspólny język, czy jestem na tyle kreatywna, żeby ją zająć na te dwie godziny. Chyba z młodszymi byłoby łatwiej... Szukam w internecie propozycji zabaw, ale ogranicza nas to, że wszystko dzieje się w domu dziecka, a nie w normalnym domu. No nic... wszystko okaże się jutro - na naszym pierwszym spotkaniu. 

sobota, 18 października 2014

Cel nr 3 - zrealizowany!

Udało się! Dokonałam już wszystkich formalności i w końcu mogę przychodzić do mojej małej podopiecznej :) Na razie tylko się z nią przywitałam, dopiero we wtorek będziemy mogły się lepiej zapoznać. Mam nadzieję, że będziemy dobrze się razem bawić. 
Pierwszy większy cel uważam za ZREALIZOWANY! 

środa, 15 października 2014

Cel nr 2 - zrealizowany!

Dziś byłam odebrać wyniki na nosicielstwo z sanepidu. Ledwo zdążyłam, musiałam zwiać z ostatniej lekcji i dosłownie biec, by zdążyć przed 15. No i byłam na 15:01. Byłam załamana, gdy pokój z wynikami okazał się zamknięty. Na szczęście pani z recepcji była tak miła, że wydała mi je :)

Jutro idę do lekarza medycyny pracy, aby podbił mi książeczkę sanepidowską, później idę do lekarza rodzinnego po odbiór wyników krwi i moczu, a w piątek mam drugie spotkanie w domu dziecka w sprawie wolontariatu. Zdecydowałam się na grupę starszą.

piątek, 3 października 2014

14 dni oczekiwania

Oczekiwanie na wyniki badań w sanepidzie to aż 14 dni :( Dopiero 15 października będę mogła pójść je odebrać i mam nadzieję, że wyniki wszystkie wyniki będą w porządku, bo ostatnio mnie jakaś grypa żołądkowa męczy :/ a fuj!